Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/26

Ta strona została skorygowana.

pytaniem lub odpowiedzią, częścią długotrwającej rozmowy z kimś, kogo w moim pokoju tak doskonale zastępuje powierzchnia lewej ściany“.
„O godzinie dziesiątej przed południem zostałem sam. Po dwukrotnem trzaśnięciu drzwiami i zgrzycie klucza w czyimś zamku ściana moja stała się śmiertelnie niemowna“.
„Poczułem się zupełnie osamotniony, jednocześnie senność zaciążyła mi na powiekach. Jedynie dzięki wielkiemu wysiłkowi woli udało mi się przemóc natarczywą chęć drzemki. Wszelki duch łączności, ożywiający przed chwilą lewą ścianę, zniknął zupełnie. Nakazałem sobie skupienie uwagi na ścianie prawej, pod którą stała zmęczona i wiecznie narzekająca szafa. Ten wielki, zdawało się, rozłażący się we wszystkie strony mebel zasłaniał drzwi zamknięte na „amen“ i znajdujące się mniej więcej w pośrodku ściany prawej. Mimo świadomy przymus woli, każącej mnie wczulenie się w pionową płaszczyznę, ściana prawa nie odpowiadała mi żadnym, choćby nerwami pochwytnym, znakiem. Każdy dźwięk, docierający wnętrza mego pokoju, zamykał się tajemniczo do wewnątrz siebie, jakby wracał treścią swoją do źródła przyczyny. Nie zdradzały go żadne promienie lub drgnienia, słowem nic, coby pozwalało nawiązać jakąkolwiek bądź porozumiewawczą łączność z istotą sąsiedniego pokoju. Nie zdawało mi się również prawdopodobne, przynajmniej narazie, obudzenie „ducha łączności“ bezwzględnie zaklętego ludzkiem istnieniem w ścianę“.