„Na usiłowaniach, narazie próżnych, zwiedzenia się czegoś lub dotarcia do wnętrza, doskonale opancerzonego i zamkniętego, straciłem kilka godzin“.
„Około godziny trzeciej wyszedłem na obiad. O godzinie piątej, przestępując próg mego pokoju, zauważyłem, że ściana lewa żyła niecierpliwem oczekiwaniem mojego powrotu. Po zamknięciu drzwi powitała mnie wyraźnie czyjaś obecność. Powstanie to wyraziło się w błyskawicowym rzucie spojrzenia na mnie wszystkiej rzeczy, znajdującej się w moim pokoju. Do późnego wieczora bez przerwy, głównie jednak bez przeszkód, prowadziłem niepokojącą i wyczerpującą rozmowę uczuć, tematy zaś do niej poddawał mi natchniony przez dwoje istnień duch łączności“.
„Zasypiając miałem jedyne pragnienie: aby nie nastąpiło ludzkie zwykłe i bezpośrednie wyjaśnienie tego, co zawdzięczając pośrednictwu rzeczy t. zw. martwej było przedziwnie tajemniczo jasne“.
„Paradoks! Hm?“
„Wyjaśnienie byłoby śmiercią, zohydzającą cały czas pracy i pracę samą, ściana prawa milczy, jak spojrzenie umarłych oczu“.
„6 listopada. Wczoraj z rana wszedł do mnie, oczywiście przez pomyłkę, listonosz, człowiek, naogół cieszący się wielką sympatją ludzką“.
— Czy tu mieszka Helena Kosińska? — zapytał na progu.
— Nie! — odpowiedziałem.
— A gdzie?
Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/27
Ta strona została skorygowana.