Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem!
„Po chwili posłyszałem wzdłuż lewej strony te same pytania listonosza zwrócone do mej — teraz już nieomylnie i bezpiecznie — sąsiadki, której odpowiedź niechętna i pospieszna brzmiała: „Naprzeciwko!“
Szafa stęknęła. „Tak tutaj“ — posłyszałem jakby w jej czeluściach przepadły głos mej, również, sąsiadki, jak się przed chwilą dowiedziałem, Heleny Kosińskiej“.
„To, czego obawiałem się, mianowicie: wyjaśnienia, zbliżało się i już zdawało się zalegać mój pokój, pustką wszędy nawskroś dającą się przeniknąć nawet odruchem spojrzenia“.
„Słowo: „naprzeciwko“, powiedziane przez nieznajome mi istnienie, ożywiające ducha łączności lewej ściany, zarówno, jak słowa potwierdzenia: „tak tutaj“, zaległe w szafie, powiadomiły mnie o tem, co było niejako podnóżem celu mojej codziennej pracy“.
„Obnażenie istoty celu było już sprawą chwili. Praca moja — jeśli kto chce, np. jakiś społecznik, osobliwy, bo nawet dziwaczny — była bliska zniesławienia. Zniesławienie oczywiście zniekształcało, aż do zbyteczności, każdy wysiłek i pracę ciągłą, jako pewien interes bytowania zamieniało na zwykłe usiłowania zaspokojenia chwilowej ciekawości“.
„Rozmyślania moje, komuż nie wydadzą się one skażone bakcylami choroby, przerwały odgłosy,