Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/30

Ta strona została skorygowana.

Boga, mój obecny cynizm!) na szczęście grubą lewą ścianą“.
„Ach, moja sąsiadka to naprawdę „une belle blonde“ pulchna i nieco przerośnięta na drożdżach swych czterdziestu ośmiu lat. Ma czoło kwadratowe pod wałkiem połyskującego złotowłosia; bieleje ono białością bezwstydną i wyzywającą. Pod niem, po obydwu stronach charakterystycznej u niej wklęsłości nosowej, wyłupiają się przymilnie i pożądliwie, ku poznającemu ją „osobiście“, dwa wilgotne i spłowiałe bławatki. Zanim „poznający osobiście“ ochłonie z wrażenia, jakie sprawiły nań te dwa cuda, już okrągły filarek nad ustami przytwierdzony, mający pretensję do miana nosa, czatuje na jego wrażliwość. Zaskoczoną zaś tyrpie, tarmosi, miętosi i poniewiera do łez, albo do nie dającego się opanować i powstrzymać śmiechu. Na nic takt, uprzejmość, lub boska wyrozumiałość i pobłażliwość. Poznający osobiście musi się śmiać i wyśmiać z podziwu“.
„Ja płaczę!“
„Więc to ona — myślę sobie ciągle — trzymała uwagę moją w stanie osobliwego skupienia, ona to wczarowywała w ścianę życie tajemnicze, zwodne, głębokie?“
„Czemu ją poznałem osobiście?
„Dlaczego zwiedziałem się o powolności mojej pożądliwości jej ciała?“
„Dlaczego?“
„Zaprawdę muszę płakać, bo mi odebrano rozkosz pracy!“