bez klamki, zabite i zamknięte na wieczność, jaśniały w ścianie niby jakoweś blade straszydło, stojące nad łóżkiem, którego suchotnik prawie że nie opuszczał.
Klemens z umysłu przeniósł łóżko pod prawą ścianę. Dwa względy zasadnicze przemówiły za tem: po pierwsze ściana lewa obmierzła mu zupełnie zaraz po poznaniu sąsiadki — pulchnej i przerośniętej blondyny; po drugie tajemnica Heleny Kosińskiej, zamknięta niemą ścianą prawą, ściągała jego uwagę, niby ziemia wszelki ciężar. Względy zaś owe tłumaczyło mnóstwo szczegółów.
Klemens doszedł do wniosku — kojarząc przypomnienia treści ostatnich dni z wyglądem sąsiadki, odstręczającej go najbardziej przez łapczywość jej spojrzeń — że istotą ich obopólnego zaciekawienia było jedynie podrażnienie zmysłów. Stan ten nakazała i wywołała intymna potrzeba dogasającej kobiety, zamkniętej i samotnej. Klemens z obrzydzeniem i niemal ze wstrętem uświadomił sobie obecnie swoją niedawną uległość, złorzecząc jednocześnie swej zależności myśli i sposobu życia w ciągu kilku dni.
— To nie dla mnie! — oburzał się, prawie głośno. Inny na mojem miejscu możeby się wplątał w jakiś romans, możeby pomaszerował z nią do ołtarza, a może, któż odgadnie, obdarzyłby nawet ją i siebie pokracznym i przemądrzałym owocem miłości półwiekowej. Odstępuję te wszystkie przyjemności prawowitym członkom społeczeństwa.
Cała powierzchnia lewej ściany pokryła się nagle dla oczu Klemensa obślizgłą warstwą nietajonego pożądania kobiety, której jego oburzenie odejmowało
Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/33
Ta strona została skorygowana.