Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/35

Ta strona została skorygowana.

wtargnąć w głąb wielkiej tajemnicy, strzeżonej przed nim wszystką mocą i wolą cudzego życia. Naprzeciw otworu w przyległym pokoju stała szafa z lustrem, które ukazywało oku Klemensa całe wnętrze pokoju wraz ze szparą w drzwiach świeżo przezeń poszerzoną. Wydłubany kawałek zeschniętego kitu Klemens zachował w całości poto, aby, bądź to w czasie sprzątania pokoju przez Marcelową, bądź to podczas dnia, kiedy obserwacja była z jakich bądź względów niemożliwa, otwór dopasowanym kawałkiem założyć i wrócić drzwiom pozór nieprzeniknionej całości.
Od tej chwili, mianowicie od wniknięcia patrzeniem w życie Heleny, życie Klemensa jeszcze bardziej niż dotychczas zwarło się i zamknęło. Żadna prawie myśl nie ulatywała z czwartaka w świat, zapalony wojną. Wspomnienia zdrętwiały i osiadły na dnie. Czasem tylko, gdy ulica, dom cały, lecz głównie, gdy pokój Heleny zalegała cisza nocy, na chwilę przed snem wyrajały się myśli i wlokły go za sobą po drogach osobliwych rozumowań. Myśli te jednak nie były niżnemi odpryskami, jakiejś nieznanej Klemensowi całości — przeciwnie, były rodzonemi odszczepami, wykarmionemi i wyrosłemi z jednych i tych samych co najstarszy konar — korzeni. Poczęła je sprawiedliwa, więc bezlitosna i bezwzględna prawda życia — podglebie żyzne lecz pokryte starą i twardą skorupą praw nakazów i zakazów. Ta prawda, która tak oczarowała Klemensa w Miedzborzu. Ta prawda, która jako najwyższe piękno wskazała mu interesowność t. j. łączność cudowną i nieskończoną między najmniejszem i największem istnieniem.