Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

trzymania. Podobała się jej ta płynność linji górnej powieki, ozdobionej długiemi, czarnemi, odwiniętemi ku brwiom rzęsami.
Po miesiącach rozłąki z kochankiem, zarazem fizycznej rozłąki z sobą, pierwszy raz nawróciła się do siebie. Oniemiałe ciało przemówiło melodją dawno zasłyszaną, niezmiernie dla pamięci miłą i subtelną. Złudzenie jakowegoś osobliwego i bezwzględnie pewnego porozumiewania się w owej chwili z Sewerynem skłaniało ją jeszcze bardziej do łagodnego, prawie, że współczującego spoglądania na siebie.
Zimną wodą w nieopalonym pokoju obmyła całe ciało, spryskała je następnie perfumą „Un peu d’ambre“, zapachem, który niegdyś zastępował, nawet przewyższał wszystek stopień podniet, daremnie obmyślanych przez jej chwilowych adoratorów, który od początku tak oszałamiał zmysły Seweryna, który został w pamięci, by w jakichś osobliwych okolicznościach najnieoczekiwaniej wysłowić znakiem fizycznym treść przeżytych rozkoszy.
Rozpuszczone włosy pokryły ramiona i dreszczem zbudziły Helenę od stóp aż do głowy. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, obejrzawszy się — po dreszczowem wstrząśnięciu — dookoła siebie, przyczynę i cel swej pracy. Złapała się niby na gorącym uczynku mimowolnej niewierności. Przed chwilą było jej tak dobrze! Ukoiło się wszystko. Tęsknota nie wyszarpywała serca. Myśli ścichły, przywarowały na dnie mózgu, o nic się nie dopominając, nie wybiegając w przyszłość nawet dni najbliższych. I oto nagle chwila ochłodu dreszczowego podała truciznę roze-