Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/58

Ta strona została skorygowana.

mogące nam zapewnić parę miesięcy najcudniejszego życia.
Klemens otworzył szeroko bardzo oczy i wpatrzył się zdziwieniem swojem w Helenę.
— Zrobił to dla mnie!
— Dlaczego nie dla siebie? — przerwał Grudowski — zresztą wszystko jedno — proszę, słucham panią, — strzymał chęć poprawiania nieścisłości logicznej.
— Proszę mi nie przerywać! Zabił tego Niemca dla mnie! Ja to już sobie wszystko do każdego szczegółu przemyślałam, i zabił dla mnie! Ja jestem współwinna, niech pan to sobie zanotuje!
— Niby poco? — zapytał wciąż jednako zdziwiony Klemens.
— Przyda się panu! Będzie pan mógł zamiast kanarka z dachu wydać wróbla z ręki.
— Żebym cośniecoś rozumiał, mogłoby być to wszystko, co pani opowiada, dla mnie niezmiernie ciekawe! — wyznał szczerze Klemens. — Narazie dowiedziałem się, że mąż pani, czy kochanek zabił pewnego Niemca, to rozumiem, rozumiem nawet pobudki takiego czynu...
— I cóż chciałby pan zrozumieć, właściwie dowiedzieć się co dalej?
— Hm? Domyślam się, że męża pani, czy kochanka niema obecnie w Warszawie.
— Jakże łatwo i prędko domyślił się pan? — zaznaczyła ironicznie Helena — tak, niema go w Warszawie, jest daleko we Francji i to na froncie.
— W wojsku?
— Tak! Tam mu pan...