Otrzymała za „ten wcale nie gęsi puch, a zwyczajne twarde kurze pierze“ dwa i pół rubla. Za połowę tej sumy kupiła Klemensowi kilka białych róż — resztę pieniędzy wystarczyło na trzydniowe, Boże się zlituj, pożywienie. Kolejno za poduszką sprzedawała co dni parę „wspaniałomyślnemu“ kupcowi coraz to inne szczegóły swego mienia. Wyjechała nawet do składów handlarza bieliźniarka z lustrem, szczerbą pamiętną w rogu znaczonem. Po trzech tygodniach zostały w pokoju najniezbędniejsze sprzęty potrzeby codziennej i te, które uświęciło, nietykalnemi je czyniąc, szczególnie upamiętnione służenie Sewerynowi.
Marzec zaczął się dla Heleny pod znakiem nędzy zupełnej. Porała się z nią wykpiwaniem głodu, miną pewną, dowcipnem i nader przemyślnem zaradzeniem wszelkim brakom. Kryła ją, jak mogła, z przed oczu Klemensa. Starała się utaić nawet przed sobą, że pozwoli się jej zgnębić, że ulegnie. Uległa przecież już na czwarty dzień, kiedy gorący pot tysiącem maleńkich szpileczek uderzał do jej głowy, jakby zmęczonej i zamkniętej, kiedy słabła co chwilę i strach jakowyś spoglądał z zakątków pokoju, nocą zmroczonych. Potrzeba wygnała ją z domu i wskazała nasamprzód drzwi mieszkań dawnych koleżanek z chóru operetki. Wszędzie powtarzała to samo zdanie: „Widzisz, mnie tylko tak na kilka dni, jeśli masz jakie dwa ruble...“ Odpowiadały jej wszystkie przeważnie o żalu swym mówiąc i zakłopotaniu serdecznem, iż zaradzić nie mogą „bo, wiesz, teraz, jak ta wojna, to...“ Uzbierała jednakże i przyniosła do domu z różnych, jakby na złość, bardzo od siebie odległych
Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/76
Ta strona została skorygowana.