obecnie te słowa mówiącego, pieniędzy, przeto i t. d. i t. d....
— Gdybym coś mogła zrozumieć! — westchnęła żartobliwie Helena.
— Dobrze! Idę do celu prosto i krokiem wielkim. Jeśli przypadkowo, lub z musu prostej drogi nadepnę na delikatną roślinę, czy kwiat uczuć pani: jej ambicji, miłości własnej, dumy, lub...
— I to jest ta prosta droga?
— Najzupełniej! Otóż, jeśli nadepnę, zgóry proszę, aby mi winę darowano. Czy zgoda?
— No zgoda! Trudno!
— Chcę pani zaproponować pożyczkę.
— Tak? A czy może mi pan powiedzieć, skąd przyszła panu myśl tej propozycji?
— Mogę! Zwyczajnie: z chęci zrobienia sobie pewnej przyjemności. Niech pani nie zapomina o obietnicy darowania mi wszelkiej możliwej winy.
— Dobrze, pamiętam! Wie pan co?
— Jeszcze nic!
— Otóż, nie będę mogła, niestety, przyczynić się do zrobienia panu przyjemności, ponieważ nie widzę żadnej możliwości spłacenia panu długu ani w tem, ani w przyszłem życiu, no i jeszcze dlatego, że mi łaskawie przez pana ofiarowana pożyczka nie jest koniecznie potrzebna.
— Wiem i dlatego tem bardziej będę nalegał.
— Napróżno!
— Możliwe! Ja jednak nie rezygnuję! — Klemens pochylił głowę i zaczął uważnie przyglądać się własnym butom. — Pamięta pani — zaczął powoli — parę
Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/80
Ta strona została skorygowana.