Strona:Jan Żyznowski - Z podglebia.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

— Pani Heleno, proszę nie żartować! Moje towarzystwo, ha ha, ha! — Zaśmiał się, lecz i tym razem kaszel szarpnął nim i zatrząsł. Garść drapieżna orała piersi i gardło i wygarniała nazewnątrz wszystkie zdawało się jelita. Klemens odwrócił się do ściany. Helena łypnęła zukosa na podrzucane ciałem kaszlącego pieniądze, leżące na kołdrze, potem na plecy suchotnika. Serdecznie chciała mu ulżyć, pomóc. Pochyliła się nad nim. Banknoty migotały wciąż przed jej oczyma, jak kręgi różnobarwne, tęczowe.
— Taki jestem zmęczony — poskarżył się Klemens głosem najsłabszym, gdy atak kaszlu minął — może zasnę — dodał.
— Niech pan śpi. Dobrej, bardzo dobrej nocy życzę panu!
— Dziękuję. Pani Heleno! — zawołał słysząc, że odchodzi — proszę bardzo wziąć pieniądze, proszę wziąć je dziś.
Helena wróciła. Cichutko na palcach podeszła do łóżka i zabrała odłożone i odliczone ośm tysięcy rubli.
Klemens leżał odwrócony do ściany. Oddychał szybko i głośno.