kiedy słów nauczyciela nie traktowało się jako pytania.
Jest rzeczą jasną, że nonsensem jest odrywanie od
siebie celem sformułowania pytania wyrazów, które
razem stanowią jedno pojęcie, występując w stałych
połączeniach jako pewne obrazowe, przenośne zwroty
mowy. Tak np. mając na myśli zwroty: wykopywać
przepaść, iść na lep, bić się z myślami itd. nie można
zapytać: co wykopywał Pokój Wiedeński? na co szedł...? z czem się bił...?
Unikać pytań okaleczonych, kadłubowych takiego
typu: Pani (w Liliach) pobiegła do...? (wskazuje przytem
palcem na ucznia, który mą odpowiedzieć: do lasu.)
Poddawanie odpowiedzi przez podsuwanie poćzątkowych głosek czy sylab (np. w pytaniu poprzedniem :
no, do l... la.. las...) jest niezgodne z zasadami dydaktyki.
Nie stawiać pytań, na które można tylko dać odpowiedź:
tak lub nie. Lekcja staje się wówczas banalna,
a wysiłek nauczyciela nieproporcjonalny do osięgniętej
korzyści.
Czy pytanie musi zawsze występować w pełnym
niejako rynsztunku? Nie, gdyż wówczas panowałby
ton zbyt nienaturalny, powstawałoby nudnie wlokące się tempo. Nauczyciel musi posługiwać się
stale pytaniami naprowadzającemi; nie będzie
uchybieniem, jeżeli one, zbliżając postępowanie
nauczyciela do rzeczywistego życia, będą przybierały
postać: kiedy?, a gdzie?, a w jaki sposób?, dlaczego?
itd., gdy chcę z ucznia wydobyć dalsze szczegóły, gdy
chcę jego myśli dopomóc, nadać jej kierunek, jednem
słowem, gdy chcę go pchnąć naprzód. Zbytecznem
jest podkreślać, że takich właśnie pytań jest najwięcej,
te one stanowią główną treść lekcji.
Pytanie powinno być dobrze zbudowane pod
względem logicznym, to znaczy, nie być ani za ciasne,
Strona:Jan Biliński-Nauczanie języka polskiego.djvu/041
Ta strona została przepisana.