Strona:Jan Biliński-Nauczanie języka polskiego.djvu/052

Ta strona została przepisana.

Wystrzegać się długich, uczonych wstępów, które zawierają więcej niż rzecz sama, które chcą ją całkiem antycypować. Widziałem lekcje, na których nauczyciel wkładał w nawiązanie ogromnie wiele trudu i pomysłowości — ale chybionej, bo powstawała rzecz całkiem samodzielna. Trwało to bardzo długo, tak że potem na właściwą treść lekcji czasu nie było. Dobre to, gdy mi chodzi o ćwiczenie w mówieniu, ale nie wówczas, gdy celem lekcji jest zaznajomienie z utworem literackim, który ma być w całości przez duszę ucznia wchłonięty, odczuty, przeżyty — a o to właśnie najczęściej chodzi.
Kilka przykładów. Przystępując do czytania wiersza pt. „Dziad i baba“, co powiem na początek? Nic, albo prawienie. Co najwyżej: „Przeczytamy sobie wierszyk, przy którym się uśmiejemy“, bo rzecz jest tak prosta, że umysł dziecka odrazu wejdzie w świat nowych wyobrażeń. Co powiem, zabierając się do lektury „Powrotu taty“? Tu jakieś bardzo krótkie zresztą przygotowanie może być wskazane. Uprzytomnić mogę uczniom, jak to w dawnych czasach, gdy kraj był pokryty nieprzebytemi puszczami, podróżowanie było utrudnione i niebezpieczne, — albo, uderzając w inną strunę, jak to czasem modlitwa niewinnych dzieci może być skuteczna; można wyjść od uczuć rodziny podczas nieobecności kogoś drogiego itd. Rozmiary takiego przygotowania, ich ton i poziom zależą oczywiście także od poziomu uczniów, o czem nauczycielowi nigdy nie wolno zapominać.
Rzecz jasna, że jeżeli przypadkiem poprzednio czytałem ustęp, traktujący o podróżowaniu w dawnych czasach, to wstęp znacznie się uprości, gdyż potrzebne w danym wypadku wyobrażenia są gotowe. Dlatego też dobrze jest łączyć czytanki w cykle, spojone ze