A za każdziuchny, przybytkowi rada,
Z kieszeni w kieszeń ziarneczko odkłada,
Aby wieczorem dołożyć do beczki
Onej modlitwy choć ze dwie garsteczki.
I w każdej dobie dostrzega szczęśliwa,
Że z większą wprawą, obficiej przybywa,
Że w kilka niedziel, pacierzy już siła,
Grubym pokładem dno beczki pokryła,
Czy los pociesza, czy bieda uciska,
W doli, niedoli, modlą się ludziska,
I Bóg wie tylko o co komu chodzi;
Modlą się mędrcy, prości, starzy, młodzi,
Z uśmiechem, łzami, boleścią, rozkoszą,
Wielbią dziękują, błogosławią, proszą,
Z milionów piersi lud upokorzony,
Wznosi ku niebu odgłosów miliony.
Ale podobno z tych licznych pacierzy,
Do tronu Stwórcy nie każdy dobieży...
Bo tylko wiarą, szczerością głęboką,
Natchnione słowo wzlatuje wysoko...
Bo Ten, co oddech niemowlęcia słyszy,