Może i z czubem, aż rośnie Gertruda,
Bo już ją teraz nadzieja nie zmami,
Że będzie w Niebie między Aniołami!
Tak zeszło lato i jesień i zima,
Gertruda stale pokuty się trzyma,
Raz wziętym trybem, lecą niezliczone
Pacierze w swoją, myśli w swoją stronę.
Gdy jakie święto w podwoje kościoła,
I ją też razem z innymi powoła,
Grzmota się w piersi, a niby z niechcenia,
W duchu złośliwe czyni spostrzeżenia:
— „Jak się to w ławce wójtowa rozsiada,
Na urodnego zerkając sąsiada;
Jak się z niej śmieje rzeźniczka otyła,
Jak się karczmarka suto wyfierliła;
Jak się zakrystyan niepotrzebnie słania,
Jak Bartek zasnął w połowie kazania.” —
To znów żebraka ujrzawszy na drodze,
Gertruda z groszem namyśla się srodze:
— „Dać mu, czy nie dać? ba! nibyć wypada
Wesprzeć jałmużną ubogiego dziada,