Drgnąwszy, stanęła jak w ziemi wrośnięta,
Już o pacierzach swoich nie pamięta,
Nie wie ni o tym, ni o tamtym świecie,
Jej dusza w oczach, a przed niemi dziecię,
Dziecię nad grobem. — Wtem wicher się zwraca,
Daremna dzielnych odwaga i praca,
Próżno z pomocą spieszą przerażeni,
Bal pękł, a syn jej zniknął wśród płomieni...
Ratuj go, Stwórco!!! z jękiem co głaz wzruszy.
Krzyknęła stara... i padła bez duszy.
Ratuj go, Stwórco!... trzy tylko wyrazy...
Trzy, wyrzeczone raz — nie tysiąc razy...
Jakżeby one do niebios wzleciały?
Czyż w nich modlitwa? czy w nich pacierz cały?
Nie; ale za to, ile Pan Bóg mieści
W człowieczej piersi obawy, boleści,
Ile nadziei, wiary, zaufania,
Że On nas tylko w złej doli ochrania;
Że czego ludzka nie zdziała potęga,
Gdzie władza ziemskich mocarzy nie sięga,