Wstać, ale najpróżno... padła jak zemdlona,
A głos przeczucia co nie zawsze myli,
Szepnął o przyjściu ostatecznej chwili.
— „Moje dzieciaki” — wyrzekła nareszcie,
— „Trzeba umierać!... już teraz mi wierzcie,
Że rozłączenia nadchodzi godzina,
Śmierć się o swoje prawa dopomina,
Już grzeszne ciało do ziemi napędza...
Spieszcie co żywo, przywieźcie mi księdza,
Niech mnie rozgrzeszy, da święte oleje,
A co do reszty, to już mam nadzieję,
Że moja dusza, po ciała pogrzebie,
Dostanie miejsce nie najgorsze w niebie.”
I chatę smutek nawiedził głęboki,
I wkrótce, pośród wieczornej pomroki,
Błysło światełko od strony kościoła,
Dzwonek ku ziemi schylił korne czoła,
Ludzie witali pobożnemi słowy,
Sakrament Ciała i Krwi Chrystusowej.
Matka Gertruda jak wiernym przystało,
Odbyła spowiedź ze szczerością całą,