Aż dojrzał w kącie beczkę pełną grochu,
Więc poszedł ku niej, lecz gdy spojrzał jeszcze,
Od stóp do głowy przejęły go dreszcze,
Stanął jaki wryty, sam sobie nie wierzy,
Bo w jego oczach, ten ogrom pacierzy,
Ów groch, ta miara pokutnego dzieła,
Powoli nikła, aż całkiem zniknęła...
Aż pochylony ponad całkiem pustą beczką,
Ujrzał, że tylko jedyne ziarneczko
Zostało na dnie, — i tajemną siłą
Jak brylantowy promyczek świeciło,
Jak drobna gwiazdka, którą odłączono
Od tych, co wdzięcznie u stóp Boga płoną.
Ksiądz przetarł oczy, jak gdyby był we śnie, —
Chciał spytać chorej... ale jednocześnie
Natchnieniem nieba do głębi przejęty,
Poznał w tem wszystkiem dzieło woli świętej,
Przeczuł znaczenie, — przeczuł prawdę całą,
Czemu to ziarnko samotne zostało?..
Więc wziął je w rękę, zabłysnął przed chorą,
Co się do nieba wybierała skoro,
I rzekł: — Gertrudo spojrzyj, — oto na dnie
Tej beczki, z ziarnek zebranych gromadnie,
Jedno zostało — a reszta przedemną
Zniknęła, władzą śmiertelnym tajemną,
Wiesz co to znaczy? — oto z twych pacierzy
Jeden był tylko zmówiony najszczerzej,
Jedną modlitwę, łzę, westchnienie może,
Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/25
Ta strona została uwierzytelniona.