Żyć wieczne lata nie mamy sposobu,
Człek się co chwila przybliża do grobu.
A zawsze raźniej, gdy kona w otusze,
Że od piekielnej męki zbawił duszę,
Że ją przy śmierci aniołowie strzegą,
Potem Bóg przyjmie do Królestwa swego.
Owóż słuchajcie, kochane dzieciska:
Miałam sen, widzę, że śmierć moja blizka,
Sen tak wyraźny, żem nie pewna prawie
Czy się to wszystko nie działo na jawie,
Byłam niby to daleko, daleko,
Na pięknej łące, nad falistą rzeką;
Wtem, widzę het, het! jak po modrej toni
Podąża ku mnie nieboszczyk Antoni,
I to tak raźno, gdyby po podłodze!
I kiwam ręką, i ze strachu wrzeszczę:
Więc ja coprędzej na brzeg sam podchodzę
„Oj stary, stary; pstro we łbie ci jeszcze,
Owaryowałeś, toć człowiek nie drewno,
Łazić po wodzie!... utoniesz na pewno! —
A mój nic, jeno niby łódka chyża,
W skorym zapędzie do brzegu się zbliża,
I dziwnym głosem, co taki szum niesie.
Jakby wiatr dzwonił listkami po lesie.
Strona:Jan Chęciński - Beczka pacierzy.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.