Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/14

Ta strona została przepisana.

a za sobą potężną, prześcigającą go zeusową Świnnicę, na którą padał od niego cień głęboki. Gdy po kilku minutach oko nawykło do blasku i rozejrzało się w konturach, a silny wiatr wionął od północnego wschodu, blaski zdały się wibrować po złomach skalnych, a światło i cienie tak migotać, że się od nich wzrok zbolały odrywał i czepiał się tylko kąpiącego w srebrze Kościelca, zdał się ten ostatni wyniosłym tumem kolońskim, sześćkroć przenoszącym wysokość świątyni marjackiej, owe dokoła postacie bogów skamieniałych — amfiteatralnym tłem gmachów kolosalnego na horyzoncie miasta, wał lodowca — fundamentem świątyni, a ciągnąca się na dnie samej doliny od Jaszczurówki droga usiana smerekami — ścieżką zarojoną tłumem pobożnych pielgrzymów.
Cofnąwszy się z Gustawem i Józkiem ku Królowym, wszedłem na Karczmisko w stronę pochyłości północno-zachodniej, skąd w bezmiernej dali migotało nam w nizinach światełko Zakopiańskie i tam z wysokości 4.800 stóp nad poziomem morza a przeszło 2000 stóp nad poziomem doliny Bystrego i Dunajca kazałem puścić rakietę i zapalić pochodnię (na znak poprzednio umówiony z Zakopianami, żeśmy szczęśliwie objęli w posiadanie nocne dolinę Stawów Gąsienicowych). Zapomniana na jednym z przestanków i odnaleziona przez Gustawa pochodnia długo nie dawała się zapalić dla silnego wiatru, wreszcie roztrzepana na końcu zapłonęła dużem jasnem światłem widzianem (jak nas później zapewniano) nie tylko w Zakopanem, ale i w Nowym Targu. Zszedłszy w dolinę byliśmy już na hali Gąsienicowej przed jedenastą godziną, a więc niespełna w pięć godzin po opuszczeniu Kuźnic, czyli przeszło dwa razy więcej użyć musieliśmy czasu niż się latem przebiega tę samą przestrzeń.
W szałasie ogień rozniecony buchnął wesołym płomieniem w jednej jego połowie, a w drugiej zniesiona z sąsiedniego szałasu wonna z jesiennej kośby otawa rozesłana na ziemi i przykryta kocami służyła nam najpierw za olbrzymią sofę, a później za iście królewskie łoże. Wprawdzie dym z ogniska pędzony wiatrem wciskającym się przez szczeliny, wżerał się w oczy i wyciskał łzy góralom, a cóż dopiero paniom; ale gdyśmy trocha nawykli do niego, a pozatykaliśmy szczeliny sianem i kilimkami, drzwi zaś przymknęliśmy, unosił się przez górny mały otwór w dachu, znośniej nam się uczyniło, a wkrótce