Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/23

Ta strona została przepisana.

dowali w tem zwłaszcza gorliwie Bartek i Gustaw. Z kilkokrotnego próbnego przebicia całej głębi śnieżnej przekonaliśmy się o potrójnem jej uwarstwowieniu odpowiednio do trzech wielkich opadów śniegu, które widocznie miejsce miały do 20 stycznia. Każda warstwa grubości 1—1½ stopy, odtajała i następnie zamarzła i skrzepła, była powleczona twardą skorupą lodu tak, że należało wpierw przebijać zewnętrzną i następnie rąbać w śniegu t. zw. stopaje czyli stopnie i w każdy z nich wkładać jednę nogę ostrożnie, zagłębiając palce stopy w śnieg mocno, a piętę ile możności lekko opierając na zrębie stopaju aby się nie przerwał i nie spowodował usunięcia stopy. W tym celu poprawiając rąbane przez górali stopaje, pogłębiałem je w ten sposób, że nacięcie nowe czyniłem nie prostopadle do pochyłości powierzchni śniegu lecz niemal pionowo, a często pod kątym ostrym 45°, którego bok spodni stanowiła ciupaga, a wierzchni pochyłość śniegu nad stopą. W ten sposób wyrąbane stopaje przedstawiały najlepsze bezpieczeństwo, bo naciskająca na ich spód krańcowy pięta miała jeszcze drugich 45° do kąta prostego jako kresu bezpieczeństwa. A mimo to takowe w pierwszych chwilach nie zupełnie było zapewnione, bo kończyny palców nogi zagłębiając się w stopaje dotykały środkowej skorupy lodu drugiej warstwy i albo przerywały ją i noga wpadała po kolana w śnieg, skąd ją z trudnością wydobywać przychodziło, albo ześlizgiwały się po niej i powodowały tem silniejszą potrzebę szukania oporu dla pięty, która naciskając pod sobą śnieg, obniżała go niekiedy po za kąt prosty i czując znikający kres bezpieczeństwa sygnalizowała rękom, które przy pochylonej całej postaci człowieka do powierzchni śniegu musiały go chwytać gorączkowo, zagłębiać się w warstwie jego i szukać w ten sposób ratunku.
Po niejakiem czasie nabraliśmy takiej wprawy w owem kuciu, stąpaniu i łażeniu, że mimo wiatru zimnego i drobnej krupy śnieżnej, która nas siekła niemiłosiernie w twarz i oczy, wznosiliśmy się dość raźnie co raz to wyżej i wyżej, a panna P. mogła się nawet obyć bez mojego pogłębiania i wysunęła się przedemną naprzód nie bez spadłej rychło na nią kary za brawurę i dzielność niewieścią. Jeśli ja mogłem uchodzić za komentatora i tłumacza stopajów, to pierwszymi ich autorami byli niezawodnie górale; a wiadomo jakie, ich są kroki, zwłaszcza takich jak Gustaw, który również wysforo-