Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/26

Ta strona została przepisana.

na hali Gąsienicowej skarbów. Wiemy, że tam jeszcze sporo zostać musiało w jednym i drugim tobołku: musi być przepyszny graham z zakładu Dra Chramca, jest jakieś mięsiwo zimne, jest szynka, są zapasy masła, sera, owoców. Ale to wszystko gdzieś niemiłosiernie wcisnęło się na sam spód torby; a tu ręce kostnieją w poszukiwaniach, żołądki zaś wołają o pośpiech. Oto na wierzchu jakiś bochen chleba, rozłamany w okamgnieniu przez nas na kawałki; poza nim wyjrzała sperka słoniny białej i poprószonej węgierską papryką; i ta pokrajana kozikiem bartkowym na kawałki znika rychło z przed oczu biesiadników. — A wódka, gdzie wódka dla rozgrzania się? — oto jeszcze pół flaszki śliwowicy. — Eh »nie, tę warto zostawić dla Morskiego Oka w nagrodę«, a oto sabałówka. — No a okrasy dla chleba już niema? — Poszukiwania za masłem funtowem trwają pół minuty; zamiast niego wpada w ręce kilka czy kilkanaście kulek masła wielkości orzechów włoskich zrabowane na Jordanówce. Rzeźbione i wyciskane z całą finezyą artystyczną pań Jordanówki podług najnowszych wzorów snycerskich szkoły zakopańskiej (nie bez gloryfikacyi Meyeta a krytyki Witkiewicza), a przygotowane na raut »artystyczny« lub do smarowania buziaków różowych Mańci, Helci, Żenci, — znikają teraz w gardziołach zawratowiczów, którzy, nie mając czasu na rozsmarowanie, łykają je ryczałtem jak jendyki. — Warto popić winem. Gdzie ono? — Józek zanurzywszy rękę w torbę, z rozpaczą pokazuje mokre palce i kawałki szkła. Jedna flaszka rozbiła się przed dwiema godzinami, kiedy poprawiał sobie torbę ciupagą. — Ale oto druga. — Eh, nie, ta przyda się dla Pięciu Stawów. — A oto jeszcze pół flaszki włoskiego. — Dawaj ją Bartkowi, bo on wódki nawet nie pił, a nam piwo, widzę oto flaszkę. Złotawy płyn Gambrynusa znika rychło w spragnionych podniebieniach, a flaszki toczą się po szklistej pochyłości Zawratu hen daleko w dół, goniąc zagubioną ciupagę Józkową. Ścigający je uporczywie wzrok kilkorga oczu przez dziwną asocjacyę kierunków sprzecznych, odwraca się w górę i mierzy długo tę szarzejącą, a groźną w swej nagości, najwyższą, przełęczową część Zawratu, a ten i ów szepce w myśli: ciężka, może najcięższa będzie to przeprawa.

∗                    ∗