Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/33

Ta strona została przepisana.

wielką ostrożność i lekkość stąpania. Mnie z góralami udawało, się wyzyskać tę tajemnicę tak szczęśliwie, żeśmy nie raz owe przestrzenie przebiegali wyborną truchtą, gdy jednocześnie oboje z reszty naszego towarzystwa mimo że lżejsi wagą i siłą, brnęli i zapadali aż póki po dłuższym czasie nie nabrali wprawy odpowiedniej. Na domiar złego Józef D. ugrzązłszy raz w śniegu, gdy wydobywał ztamtąd jednę nogę swoją, uderzył się ciupagą w kolano.
Przed 10-tą godziną wieczorem stanęliśmy u szałasu góralskiego, krzepieni nadzieją znalezienia znośnego noclegu. Szałas cały zawiany śniegiem. Górale odgarnąwszy części jego od strony wejścia i wczołgawszy się do wnętrza, wołają po chwili:
— Chodźcieno ino, panie, popatrzyć.
Przez niski otwór, zastępujący drzwi, wczołgałem się i ja: niska mała koleba zasypana od dołu do góry śniegiem, który snać pędzony wiatrem wcisnął się dogodnie przez drzwi i szerokie szczeliny w ścianach i w dachu.
— Ile czasu potrzebujemy na oczyszczenie koleby? — pytam górali.
— Ze trzy godziny — odpowiadają.
— A więc nie ma rady, trzeba iść dalej: schronisko Towarzystwa Tatrzańskiego jest obszerniejsze, będzie gdzie się położyć, a że kamienne i z dachem zapewne lepszym, mniej będzie zasypane.
Zjadłszy na prędce śniegu dla pokrzepienia się i zgaszenia pragnienia, pobrnęliśmy dalej.
W dolinie cisza i spokój panowały wszechwładnie, gdy u stropu nieba szalał wiatr gwałtowny, pędząc i przerzucając tumany obłoków z jednego widnokręgu na drugi. Wstrząsane i szamotane rzutami jego chmury rwały się co chwila, a wówczas przez rozdarte ich opony wychylał się księżyc, rzucał hojnie snop promieni jak jałmużnę królewską światu cieniów i mroków, zalewał refleksem swych blasków całą biel doliny, ześlizgiwał się resztką promyków po miedzianych szczytach lub czarnych pasmach głównego trzonu, strzegących doliny z jednej strony a dalekiego Koziego Wierchu z drugiej i znów się krył dumnie po za osłony chmur, zdawał się je wstrzymywać w biegu czarem swej srebrnej potęgi i sam natomiast gonić