Górale znużeni popadali na gołą ziemię jak kamienie, nie czekając nawet na siano, po które Dziadoń poszedł na pościółkę, ani na wieczerzę góralską, którą się zajęła towarzyszka nasza, w oczekiwaniu na drugą wyprzątaną dla niej na nocleg izbę.
Nazajutrz doszedłszy pieszo do Bukowiny i posiliwszy się winną polewką, powróciliśmy saniami do Zakopanego.
∗ ∗
∗ |
Nazajutrz po powrocie do Zakopanego spotykam Sabałę, który krocząc przez Krupówki ze swemi nieśmiertelnemi gęśliczkami w rękawie czuhy, zapatrzony jak zwykle w dalekie światy, nuci wesoło półgłosem:
Pytają się ludzie, czy Sabała żyje:
A on w Morskiem Oku dobre winko pije.
— Ej, ojcze — przerywam mu znienacka niewidziany przezeń — chyba tym razem nie wy, a kto inny spijał to winko przy Morskiem Oku.
— Prose piechnie — odpowie mi markotnie: — ludzie tera som barzo pracobliwi i ciekawi, chcieliby wszytko widzieć.
— Chybaż to nagany warte?
— Eh, nie, ino nie godzi się igrać z życiem własnem. Chwałać Bogu, że Wasza Miłość wrócili cało tym razem, ale Sabała Wam zakazuje chodzić tak drugi raz.
Pomijając bezwzględną potrzebę duszy i w ogóle pobudki osobiste, oraz względy naukowe, sprawa wycieczki mojej musiała być tak postawioną: prędzej lub później należało komuś z polskiej strony przejść Tatry zimą. Konieczność ta dopóty przedstawiałaby się co roku naglącą wobec nauki, społeczeństwa i aspiracyj duchowych człowieka, dopóki nie została by dokonaną. Szło tylko o inicyatywę.
Jeżeli piszącemu daną była możność przejść Alpy, Bałkany, Himalaje, Tien-Szau i Kueń-Łuń, to jużci bardziej niż ktokolwiek inny miał on prawo i obowiązek przejść Tatry w porze zimowej. A jeśliby kto mniemał, że już nie to prawo i nie ten obowiązek, ale i owa konieczność nie ciężyła w jednakiej mierze na reszcie uczestników wyprawy mojej, to może zechce pamiętać, że pewna szczypta heroizmu, pogarda śmierci, męstwo, wytrwałość i cała ta suma podniosłych uczuć i wra-