Strona:Jan Grzegorzewski - Pierwsza wyprawa zimowa przez Zawrat do Morskiego Oka.djvu/5

Ta strona została przepisana.




Józek Trzebunia, Słomiak i Gustaw Rojana[1] czekali oddawna w gotowości do zamierzonej przez Zawrat wyprawy mojej zimowej z wielkim ich samych zapałem i gotowością ponoszenia wszelkich trudów i niebezpieczeństw wraz ze mną. Pierwszy czarny, niski a wiotki góral z poczuciem etycznem i estetycznem smakiem wykształconem w szkole rzeźbiarskiej, trochę oportunista a refleksyjny i ześrodkowany w sobie jest fizycznem a po części moralnem i umysłowem przeciwieństwem drugiego. Rosły, nie bez gibkości, a silnej muszkulatury o pięknym profilu sarmackim eks-ułan szalonej odwagi, szczery, popędliwy miarkuje często Gustaw gwałtowność swojej natury rozumianem po swojemu poczuciem honoru osobistego i góralskiego. Obadwaj rozmiłowani duszą i sercem w Tatrach, a wierni danemu słowu, podług wszelkich prawdopodobieństw i zapewnień ludzkich dawali zupełną rękojmię trafności ich wyboru.

Szło teraz o wybór pierwszorzędnego przewodnika. Kierować się nie chciałem i nie mogłem rozgłośną sławą tego lub owego, lecz bardziej względami na wolę nieprzymuszoną wybranego i bliższem własnem badaniem przymiotów niezbędnych do tak trudnego przedsięwzięcia. Ktoby spojrzał tylko powierzchownie na nikłą postać cichego o błękitnych, poczciwych oczach i płowych włosach Bartka Obrochty, czy to chodzącego drobnym krokiem obok młyna swego na Krupówkach, czy na portrecie Ajdukiewicza[2] ze skrzypkami w ręku, ten by widział w nim raczej rzewnego i tkliwego Jontka (mimo czterdziestki jego) lub pierwszego po Sabale improwizatora i grajka tatrzańskiego, niż materyał na jednego z najdzielniejszych górali. Brak wszelkiej blagi, a przytem prostota i szczerość

  1. Studentowicz.
  2. Znajdującym się na Jordanówce.