Strona:Jan Jeleński - Żydzi na wsi.djvu/18

Ta strona została przepisana.
—   12   —

ne nadużycie, które nigdzie zapewne nie mogłoby być tolerowane.
Najtrudniejszem jednakże jest położenie tej części ludności, która w sklepikach, o jakich mowa, bierze towar na kredyt, o udzielanie jej którego, sami spekulanci usilnie się starają, bo wówczas już wyzyskiwanie nieszczęśliwych dłużników, niema granic.
Rachunki, podobnie jak w szynkach, piszą się na drzwiach i ścianach, dług rośnie, a gdy powiększy się jeszcze, wziętą na lichwę gotowizną jakąś, wówczas dłużnik nie ma drogi wyjścia, stając się, nie już wyrobnikiem ale niewolnikiem, — „białym murzynem“ spekulanta.
Wszystkie jego czynności, każdy krok jego, są najściślej strzeżone i kontrolowane, nie mówiąc już o tem, że żaden korzec zboża, żadna furka siana i żadne drzewko w ogrodzie, nie do dłużnika ale... do wierzyciela należy.
Włościanin pracuje tylko, lecz spekulant zbiera tej pracy owoce aż do chwili, gdy wszystkich soków pożywnych ze swej ofiary nie wypije.
Trzecią nareszcie kategoryę spekulantów wiejskich stanowią tak nazwani pachciarze, arendarze młynów, wiatraków i ogrodów, wreszcie przekupnie zbożowi, obierający sobie również po wsiach siedliska i stanowiska... obserwacyjne.
Charakterystyki tej kategoryi spekulantów kreślić tu nie będziemy, boć tak dla mieszkańców wsi jak i dla ogółu czytelników naszych, nie jest ona obcą.
Zwrócimy tylko uwagę na tę okoliczność, że kiedy zewsząd pewnego rodzaju „kontrolerów tajemnych“ starają się usuwać i pozbywać, po wsiach naszych natomiast, są oni z dziwną obojętnością tolerowani.
A kontrolerem podobnym jest każdy niemal pachciarz, każdy arendarz, lub każdy, osiadły na wsi, handlarz zboża.
Procedery, jakie ci ludzie tu prowadzą, są tylko upozo-