Jeden z nich samkę swą zagadnie:
„Gdzie nam śniadanie jeść wypadnie?“
„Tam, na zielonej tej rozcieży,
Gdzie ten zabity rycerz leży.
„Smycz psów, u jego nóg zebrana,
Dobrze pilnuje swego pana.
„Nad nim sokoły krążą sobie,
Że ptak go żaden nie rozdziobie.
„Sarna ku niemu mknie w tej porze,
O ile z miodem pędzić może.
„W górę podnosi jego głowę,
Całuje rany purpurowe.
„Na swe go plecy bierze, skora
I dźwiga w stronę go jeziora.
„Przed prymą grób mu sprawi ona,
A przed nieszporem sama skona!
„Niech Bóg każdemu rad użyczy
Takich sokołów, dam i smyczy!“
Oparła grzbiet o krzak tarniny, —
Piękne w dolinie są kwiaty;
I porodziła dwie dzieciny,
Liść rośnie w zieleń bogaty.
Wstążką, co w włosach ją swych miała,
Skrępuje srogo dziatek ciała.
„Nie śmiejcie się tak dzieci miłe,
Uśmiech wasz wpędzi mnie w mogiłę,