Przeto z wdzięczności nieraz zdroje
Łez wylewały oczy moje.
Z zmarłymi była myśl ma wszędy;
Czas minął odtąd mnogi;
Cnoty-m ich kochał, karcił błędy,
Duch ich nadzieji, trwogi.
Do nich chodziłem też w pokorze,
Co duch mój od nich zyskać może.
Z zmarłymi wszystkie me nadzieje
I wszystka ma ochota;
Z nimi już pójdą me koleje
Po koniec dni żywota,
A moje imię, tuszę sobie,
Nie zginie, gdy już spocznę w grobie.
Rychło się budzisz, skrzętna, skrzętna pszczoło!
Gdy wcześnie wychodzę na wrzosy,
Nim jeszcze krówka ze spoczynku wstanie
By pójść, w oborze rzuciwszy posłanie,
Na łąkę srebrną od rosy,
Już widzę ciebie, skrzętna, skrzętna pszczoło!
Zbierasz do późna, skrzętna, skrzętna pszczoło!
Kiedy kwiat wszystek już ginie,
Kiedy pierwiosnek już się w mroku grzebie,
Jam słyszał ciebie i jam widział ciebie;
W cichej, wieczornej godzinie
Słyszałem ciebie, skrzętna, skrzętna pszczoło!