Popłynie głos ich przytłumiony;
Jeżeli jeszcze mam w swej duszy
Troszkę nadziei, to ją ruszy
Dźwięk ten i łzy me, gdy są w oku
Spłyną, by żary swych katuszy
Utopił mózg mój w ich potoku
Lub dobądź tonów, pełnych grozy,
Niech pieśnią bolu harfa jęknie;
Niezbędne są mi dzisiaj ślozy,
Bo mi, śpiewaku, serce pęknie!
Karmione troską, nieraz stęknie
W bezsennych nocach; niech w tej chwili
Już mi na wieki się przelęknie,
Lub się na świeży hymn wysili.
Widziałem łzy twe, jak potokiem
Płynęły-ć z błękitnych oczu:
Do ros niebieskich w swem głębokiem
Podobne były przezroczu.
Widziałem uśmiech twój: zaiste,
Szafir przy tobie jest niczem,
I któż to blaski promieniste
Z twem zechce równać obliczem?!
Widziałem, jak kolory słońca
Chłoną obłoki te w siebie
I jak ich wieczór snać do końca
Nie zdoła zgasić na niebie;
Tak i twój uśmiech: acz z boleści
Pełnego serca, to przecie
Jasne wesele w głębi mieści,
Słoneczny blask siejąc po świecie.