Strona:Jan Kasprowicz - Obraz poezji angielskiej T. 4.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Statki, żeglarzy pozbawione, gniły —
Maszty padały kawałami, otchłań
Fal nieruchomych chłonęła ich szczęty.
Burze zmartwiały, wody w swojej własnej
Legły mogile. Przedtem jeszcze zamarł
Księżyc, ich władca. W zdrętwiałem powietrzu
Szczezły wichury, zginęły obłoki:
Nie potrzebuje mrok już ich pomocy,
Od tej chwili stał się już wszechświatem.


PROMETEUSZ[1].

Tytanie, ty, co bez pogardy,
Acz Bóg na miejscu tak wysokiem
Swem nieśmiertelnem-ś patrzał okiem
Na los śmiertelnych gorzki, twardy,
Jaką-ż za litość masz podziękę?
Milczącą, straszną, ciągłą mękę,
Skałę i sępa i kajdany,
Dla dumnych ból niewyczerpany,
Agonię, której nie pokażą,
A dolą to najbardziej wrażą!
Wzdychają tylko w tej godzinie,
Gdy są samotni, gdy niebiosy
Są obojętne na ich losy,
Kiedy ich jęk bez echa ginie.

Tytanie! Bój ci było trzeba
Między cierpieniem wieść a wolą:
On nie zabija, choć tak bolą

  1. Istnieje przekład Wł. Nawrockiego. Por. Chmielowski i Grabowski, „Obraz literatury powszechnej“.