Strona:Jan Kochanowski z Czarnolasu.djvu/017

Ta strona została uwierzytelniona.

Mateusz czyniąc zadosyć wezwaniu, rozwarł na nowo książkę i w miejscu zaznaczoném białym skrawkiem papieru zaczął czytać:


PSALM 91.

Kto się w opiekę poda Panu swemu
A całém prawie sercem ufa Jemu,
Śmiele rzec może: mam obrońcę Boga,
Nie będzie u mnie straszna żadna trwoga.
Ciebie on z łowczych obieży wyzuje
I w zaraźliwém ......


— Ależ! cóż wy nam czytacie? — zawołał Józef Brona — wszak ci to chyba niéma człowieka coby téj pieśni nie znał, a i w kościele śpiewamy ją zawsze!
— No to i cóż? — rzekł Mateusz — lecz dotąd nie wiedzieliście, że przed trzystu laty napisał ją Jan Kochanowski. Gdy jednak wszyscy pieśń tę znacie to przeczytam inną:


PSALM 70.

Boże wiecznéj mocy,
Twéj żądam pomocy,
Chciéj się pospieszyć ku ratunku memu,
Nie daj mnie w ręce człowiekowi złemu.