na przeciwna, broniąc się niezręcznie, zamiast czoła, nadstawiła usta. A jakie słodkie usta!
∗ ∗
∗ |
Fejleton, który Stanisław tego wieczora przygotował dla Orędowniczki, nawet w uszach złośliwego Szturchańca nie był „fleto-tonem“. Były w nim puzony, surmy, rogi myśliwskie, wołające w tryumfie: ho, upadł! — było hozanna anielskie i evoe pogańskie, ale płaczu nie było. Szturchaniec pozbawiony był zwykłej swojej tygodniowej karmy.
Sekretarz tymczasem wrócił do domu, od Leizora z miodu, i był w różowym humorze. Nie mógł się dość naopowiadać żonie o potężnym wpływie, jaki wywarł na swoich stronnikach politycznych, o okropnych konflagracyach europejskich, którym zapobiegł, i o jeszcze okropniejszych które przygotował. Trwało to bardzo długo, nim sekretarzowa, wysłuchawszy cierpliwie całej tej relacyi, mogła nakoniec wtrącić:
— Wołodecki oświadczył się dzisiaj o rękę Natalci.
— Co, co? — zawołał pan Kluszczyński, podnosząc głowę z poduszki.
— Powiadam, że Wołodecki oświadczył się o rękę Natalci, a jutro będzie u ciebie w tej sprawie.
— A to znowu co takiego! To... to bynajmniej nie wchodzi w mój program! Ja mu to wyperswaduję. Zresztą on nic nie ma; goły jak turecki święty.
— Jeżeli nic nie ma, to nie on temu winien, ale inni. Wiesz przecie, że to syn Macieja Wołodeckiego ze Stawiczan, któremu... winniśmy może pewne zadośćuczynienie. Natalcia nie jest bez grosza, i może Pan Bóg tak pokierował, ażebyśmy mogli wrócić synowi, co się urwało ojcu...
Tu sekretarz, nietylko podniósł głowę, ale siadł na łóżku, i zawołał głosem, w którym był jakiś inny akcent niż wtenczas, kiedy mówił o polityce: