— Zacierkiewicz czeka...
— Jaki Zacierkiewicz?
— Ten, któremu Wasza Łaskawość kazałeś przyjść, gdy była tutaj pani Swatalska.
— Aha, ten fabrykant spirytusu! Dobrze, dobrze, niech wejdzie.
Wszedł pan Zacierkiewicz z miną niezbyt pewną siebie. Każdy fabrykant spirytusu może mieć dobre i czyste sumienie, ale mieć go nie musi wobec reprezentanta władzy. Pan Zacierkiewicz, otrzymawszy wezwanie, ażeby się jawił wobec p. ober-komisarza, już od dwudziestu czterech godzin porównywał w duchu ilość wykazanego i opodatkowanego zacieru w swoich gorzelniach, rozmiary kadzi, kotłów i t. p. z ilością wypędzonego spirytusu, i nie czuł się pewnym, ażali bystre oko zwierzchności nie odkryło tam jakiej rażącej dysproporcyi. Czuł ztąd pewien niepokój duszy i doznał tem przyjemniejszego rozczarowania, gdy Jego Łaskawość powitał go poufałym i uprzejmym tonem:
— A, pan Zacierkiewicz! Cieszę się bardzo! Niech pan siada, panie Zacierkiewicz!
Pan Zacierkiewicz usiadł.
— Pan masz znaczny majątek?
— Ot tak, przy pomocy Bożej, uzbierało się parękroćstotysięcy.
— I córki?
— Trzy.
— Hm, hm — wartoby pomyśleć o zięciach!
— Moje córki są jeszcze bardzo młode.
— Ale zawsze najstarsza będzie już miała...
— Lat szesnaście.
— To właśnie pora najlepsza, ażeby pannę wydać za mąż.
— Być może, skoro Łaskawość Wasza tak twierdzi; ale ja się nie spieszę.
— Bo to widzisz pan, chciałem właśnie pomówić z panem w tym interesie. Jest tu jeden młody człowiek, którym ja się poniekąd interesuję... to jest, którego mi z pewnej
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/141
Ta strona została przepisana.