wiczowną a panną Gozdawicką, które wypadło na niekorzyść tej ostatniej, i które pomijam, jako nieestetyczne i nienależące do rzeczy, i poleciła nakoniec Maniowi, ażeby się starał o znajomość z panem Zacierkiewiczem.
Zrobienie tej znajomości nie było trudnem. Pan Zacierkiewicz zwykł był zachwalać w inseratach Orędowniczki doskonałość swojego spirytusu i rozmaitych jego postaci i przetworów, jako też olbrzymie rozmiary swoich fabryk. Poznawszy się z nim w biurze, gdzie przyjmowano ogłoszenia, pan doktor-redaktor powiedział mu, jak mocno zajmuje się przemysłem krajowym i objawił chęć zwiedzenia jego zakładów. Pan Zacierkiewicz był z tego bardzo zadowolonym, i oświadczył nawet gotowość przysłania koni po pana redaktora. Dr. Mitręga odparł atoli, że przybędzie własnym ekwipażem. Marcin musiał tedy w chwilach wolnych od czynności dziennikarskich wyglancować uprząż i odświeżyć dorożkę, i dostał nowy kapelusz z galonem, nowy czerwony kołnierz do starego migdałowego surduta, nowe rękawiczki, i co najważniejsza, nowe buty ze sztylpami, który to artykuł wymagał u niego właśnie odnowienia w sposób aż nadto widoczny. Po ukończeniu tych przygotowań, zamknięto Turpina w biurze redakcyjnem, mimo opozycyi ze strony pana Kosturskiego, który zwykł był używać tego zacisza w celach siesty popołudniowej, i dr. Mitręga udał się do fabryki spirytusu, przyległej do willi pana Zacierkiewicza. Fabrykant przyjął go nader uprzejmie, oprowadzał go po wszystkich schodkach i zakamarkach wyjaśniał mu rozmaite sposoby produkowania, dystylowania odczyszczania itp. spirytusu, nie darował mu ani jednego kotła, ani jednego alembiku, talerza pistorjuszowego, aparatu chłodzącego itp., a następnie zaprosił go na obfite śniadanie, skropione winami reńskiemi i francuskiemi, których aromat bardzo mile odbijał od zabijającego odoru fuzlowych olejków w gorzelni. Pan redaktor oświadczył się z chęcią poznania „szanownej pani dobrodziejki i całej szanownej rodziny“, i temu życzeniu jego stało się zadość. Rozmawiał z panią, z guwernantką, z panienkami, i podobał im się wcale.
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/148
Ta strona została przepisana.