nioną w drugiej połowie XIX stulecia poezyę w życiu, pojmują miłość.
Muszę tu zrobić jedną uwagę, i zastrzedz się przeciw jednej możliwej insynuacyi.
Uwaga moja jest tej treści, że uderzająco piękne panny, szczególnie dobrze wyrośnięte i rozwinięte, i posiadające duże, oryentalnego niemal blasku ciemne oczy, najmniej jakoś przystępne są temu uczuciu tkliwemu i porywającemu, dla którego wydają się jakby stworzone. Do tego stopnia, że gdybyśmy byli poganami, jak Grecy, w naszej mitologii Wenus byłaby nie osobą, ale osóbką, szczupłą często aż do przesady, i kwalifikującą się chyba jako figurynka gipsowa na biurko, a nie na posąg taki, jakiego szczątki wykopano w Melo.
Zastrzeżenie się zaś czynię niejako — mówiąc językiem prawniczym — „in aeternam rei memoriam“, na wypadek, gdyby niniejsza makulatura moja szczególnym trafem przechowała się do późniejszego czasu, i wpadła kiedy w ręce jakiemu badaczowi dawnych obyczajów. Powiedziałem, że w drugiej połowie XIX stulecia poezya jest spóźnioną, nie na czasie, i że mało kto praktykuje ją w życiu, chociaż wszystkie kosze redakcyjne świadczą o gwałtownej hyperprodukcyi poezyi pisanej. Należy to wszakże uważać jako modę równie przemijającą, jak inne. Są, a po nas zapewne pojawią się w większej ilości, ludzie umiejący kochać i nienawidzić, poświęcać się lub mścić, jednem słowem, żyć uczuciem nie odnoszącem się wprost do chleba powszedniego, a więc — poezyą. Konstatuję jedynie, że około r. 1880 Europa posiada bardzo mało tego towaru „na składzie“, i że popytu na niego wcale prawie nie ma.
Stanisław martwił się, mizerniał, pracował, i znowu się martwił. Przez dziwną jakąś reakcyę, twórcza strona jego umysłu, a więc strona niezawiślejsza nad inne, od woli ludzkiej, poruszała się na zupełnie innych torach. Pisał wiele i poza Orędowniczką, a wszystko co pisał, było pełnem swobodnego humoru, wolnego od goryczy i innych tego rodzaju exsudatów zawiedzionego serca. Szedł zwykle z grobo-
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/163
Ta strona została przepisana.