sprawę tak, jak ją opowiadał Smiechowski, to była godną politowania, i w takim razie było jego obowiązkiem milczeć o tem na zawsze, a tylko kochać i kochać ją tak mocno, ażeby zapomniała o tem, co ich miało „rozłączać“. Jeżeli zaś przeciwnie, jak przypuszczał Smiechowski, wiedziała tylko o dawnych i bardzo przykrych zatargach jakichś między jej a jego ojcem, nie znając ich natury i przebiegu, to — to jeszcze i wówczas postanawiał milczeć, i nie poniżać ojca w oczach córki, ale tylko znowu kochać i kochać ją tak mocno, aby nie miała żalu do niego, jakkolwiek opartego na błędnem mniemaniu.
Przejęty temi uczuciami, udał się jeszcze tego samego dnia do dworku pp. Kluszczyńskich, i nie dając wcale do zrozumienia, iż wie coś więcej niż wiedział poprzednio, przemówił otwarcie, serdecznie i gorąco do swojej narzeczonej. Wyznał jej, że widzi w niej oziębłość, niechęć prawie, i zapytał drżącym głosem, czy ma zrzec się nadziei.
— Dałam słowo; mam tylko jedno słowo — odparła z miną godną Wandy w chwili, gdy rzucała się w wodę.
— Więc mogę nalegać na... na ojca pani, ażeby przyspieszył chwilę, dla mnie tak upragnioną?
— To pańska rzecz, nie moja. O to się nikt nie zwykł pytać.
Zapewne, pomyślał, jak mogłem pytać się o to?
Bez namysłu udał się do sekretarza, chociaż spojrzawszy na niego czuł, że mu słowa strzęgną w krtani. Sekretarz słuchał go z kwaśną miną, i mówił ciągle o sytuacyi, która się jeszcze nie wyjaśniła. Stanisław odparł, że nie wyjaśni się ona chyba nigdy, i zapytał nakoniec wprost, czyli ma widzieć w tem kunktatorstwie zamiar cofnięcia danego słowa?
— O, broń Boże! Ja mego słowa nie cofam! Tylko widzisz, kochany Stasiu, zaangażowałem kapitały w różne przedsiębiorstwa... Chciałem dać córce 50.000 gotówką... obecnie będę mógł dać ledwie połowę, a od drugiej procent...
— Ależ panie, co mię to obchodzi? Ja posagu panny Natalii nie potrzebuję i nie wezmę do ręki. Co pan jej
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/174
Ta strona została przepisana.