Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/176

Ta strona została przepisana.

Dosyć, że kochałem niemal tego pińcza, a obecnie toleruje rozmaite mopsy, buldoki, wyżły i rattlery, ze względu na sympatyę, jaką czuję dla ich panów — damskich tylko piesków już nie znoszę, bo są źle prowadzone i nie zwiastują już pojawienia się lilowej sukienki. Otóż uczucia, jakie Stanisław żywił ku Turpinowi, stały mniej więcej na równi z mojemi obecnemi względami dla psiego rodu. Inaczej miała się rzecz z panną Natalią. Turpin był stanowczym jej faworytem. Wolno mu było wspinać się i opierać przedniemi łapami na jej ramionach — a był wzrostu średniego źrebięcia — wolno mu było ocierać czarny swój pysk o jej grecki nosek, wywracać ogonem jej doniczki z kwiatami, deptać po jej sukni albo układać się do snu opierając łeb na jej kolanach. Go więcej, zapewniała mię panna Siebenzwetschk-Szlachcińska, z powodu zatargów Minionki z Fidusiem stanowcza wszelkich psów nieprzyjaciołka, a nie wielka wielbicielka panny Natalii, że Turpin obdarzony bywał czasem całusami; czemu wszakże nie wierzę. Wierzę natomiast mocno, że jego przychylność dla panny Kluszczyńskiej i dla całego domu sekretarza miała pobudki czysto gastronomiczne. Zdaje mi się wszakże, że powiedziałem już dosyć, ażeby wytłumaczyć, dlaczego Turpin mógł być przeszkodą przy tête-à-tête, o którem mowa.
— Byłbym szczęśliwym, mówił Stanisław — usiłując nawiązać na nowo przerwaną przez przybycie dr. Mitręgi rozmowę — gdybym mógł mieć nadzieję, że pani doznajesz choć milionową część tej rozkoszy... to jest, chciałem powiedzieć, czegoś podobnego choćby z daleka do rozkoszy, jaką ja czuję...
— Turpin, moja śliczna ducia chodź tu, Torpińciu! (Turpin wspina się, jak wyżej powiedziano, i degustuje językiem pudr ryżowy z jej liców).
— Jaką ja czuję z powodu, iż pan sekretarz... iż ojciec kochanej mojej pani...
— Kochana ciucia! No, fe, nie lizać! A, piesek widzę głodny; pójdziemy do kuchni, pójdziemy! (Turpin daje dowód znanej psiej inteligencyi, machając gwałtownie ogo-