Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/185

Ta strona została przepisana.

oglądać się za posagiem, nie wielkim wprawdzie, ale który przy skromnych pańskich wymaganiach wystarczy wam obojgu na życie. Nie potępiam bezwzględnie ludzi, o których świat mówi, że żyją kosztem żony, chociaż sam nie oświadczyłbym się nigdy o rękę osoby; któraby posiadała więcej odemnie. (Dodać tu należy nawiasem, że stosunki majątkowe dra Mitręgi były dla Stanisława ciągle jeszcze mitem, poza którego zasłoną ukrywać się mogły miliony). Ale — rzekł dalej doktor — nie mówmy o tem, bo wszystko skończone. Masz pan słowo Kluszczyńskiego, którego on nie cofnie, nawet dla szczęścia jedynej córki!
Stanisław kilka razy chciał przerywać mówiącemu, ale nie pozwoliła mu wykonać tego zamiaru powaga smutku i rozpaczy, połączona z powagą niezmiernej wyższości moralnej i socyalnej, jaką dr. Mitręga umiał wlać w swoje słowa. Na cóżby się zresztą przydało było zaprzeczać, by posag panny Natalii grał jakąkolwiek rolę w jego stosunku do niej? Bóg jeden mógł wiedzieć, jak mało mu zależało na tych pieniądzach, jak mu one raczej ciężyły na sercu i jak mocno pragnął, żeby się bez nich Natalia obejść mogła i chciała. Zrzekł się tedy wszelkiej dyskusyi z dr. Mitręgą w tej mierze i odpowiedział tylko na ostatnie jego zdanie.
— Dla szczęścia córki? Wszak szczęście córki... szczęście Natalii, zawisło od jej wyboru, a ten wybór, mam prawo powiedzieć to dziś głośno i śmiało, dobrowolnie i bez przyczynienia się ojca padł na mnie.
— Wybór! — zaczął dr. Mitręga, i chciał ponoś powiedzieć dalej, że panna Natalia wówczas, gdy przyrzekła Stanisławowi swoją rękę, nie miała żadnego wyboru do zrobienia. Namyślił się atoli, że to mogłoby dotknąć Wołodeckiego, i dał pokój temu przedmiotowi. — Panie Stanisławie — rzekł, kładąc dłoń na jego ręce — Natalia pana nie kocha. Powiem panu więcej: Natalia kocha mnie, a nie pana.
— To fałsz, fałsz wierutny — krzyknął mój bohater, po raz pierwszy od pierwszego rozdziału tej powieści przy-