że zanosi się na jakieś wyjaśnienia, które mogą sprowadzić upragnioną wcale katastrofę.
— Czy to prawda, czy to żart... nielitościwy — rzekł, podając jej własną jej kartkę.
Zarumieniła się mocno. Stanisław nie mógł wprawdzie powołać się na żadne nadzwyczajne objawy czułości i miłości z jej strony, ale zawsze była tam pewna suma drobnych symptomatów, przechodzących miarę tego, co Anglicy nazywają flirtation, i nie wydarzających się zwykle tam, gdzie panna zostaje tète à-tète z narzuconym jej wbrew jej woli narzeczonym. Światu można powiedzieć z Ely’m: „Między nami nic nie było“, i nie minąć się zbyt mocno z prawdą, ale w cztery oczy przypomina się niejedno, coby się nie dało np. sformułować w zeznaniu sądowem, póki nie jest amplifikowanem ustami łaskawych sąsiadek i przyjaciółek, t. j. póki z muchy nie zrobią słonia. W tej sytuacyi wszakże, o jakiej mówię, i mucha była bardzo ambarasującą; dlatego też panna Natalia zarumieniła się i nie mogła znaleść odpowiedzi.
— Z milczenia pani — mówił Stanisław, z trudnością chwytając oddech piersiami — widzę, że omal nie narzuciłem się jej przemocą, sam nie wiedząc o tem. Boli mnie to jedno, że pani miałaś gorsze wyobrażenie o moim charakterze, niż na to zasługiwałem. Gdybym był na chwilę przypuszczał, że mnie pani nie... nie życzysz sobie...
— Do czegóż prowadzą te wszystkie wyrzuty? — przerwała mu, usiłując koniecznie uzyskać jaką taką przewagę, ażeby módz przybrać postawę uciemiężonej ofiary.
— Masz pani słuszność; nie pozostaje mi nic, jak tylko oddać ten pierścionek...
Podał go jej, wzięła go w milczeniu, zdjęła z palca jego obrączkę z brylantem i zwróciła mu ją w milczeniu. Po raz ostatni ich ręce spotkały się przy tej sposobności, tylko jego ręka drżała tak, że zaledwie zdołał ująć w nią złoty zakład miłości i wierności, a jej palce były zimne jak lód i nie drżały wcale.
— I... panno Natalio — dodał, biorąc za klamkę —
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/188
Ta strona została przepisana.