niechaj mi pani wierzy, że z całego serca, z całej duszy, życzę pani szczęścia, i jemu...
Rozpłakał się i uciekł. Panna Kluszczyńska upuściła na ziemię swój pierścionek z ametystem i zawołała:
— Panie Stanisławie!
Zapewne chciała go zatrzymać i tłumaczyć mu coś, co nie znosiło tłumaczenia, ale uciekł i nie wrócił. Jednocześnie wbiegła pani Magdalena z drugiego pokoju i wybiegła aż na ganek, wołając: Panie Wołodecki! ale nie wrócił.
∗
∗ ∗ |
— Jesteś pan najszlachetniejszym z ludzi — mówił nazajutrz o podobnej porze dr. Mitręga do Stanisława. — Nigdy sobie nie daruję tego, że mogłem przypuszczać, jakobyś pan pragnął posagu Natalii! I czy w istocie Kluszczyński był u pana, nie dowierzając zwrotowi pierścionków, i nalegał, ażeby wasz związek przyszedł do skutku?
— Tak jest.
— Więc, mówiąc słowami pospolitego gminu, który nie zna nic, prócz podłej mamony, wyrzuciłeś pan za okno piędziesiąt tysięcy.
— Nie wyrzuciłem ani grosza, któryby kiedy mógł być obróconym na mój użytek, gdyby nawet... rzeczy inny obrót były wzięły.
— Prawdziwy starej daty Rzymianin z pana. Więc byłbyś pan żył ze swego małego kapitaliku?
— I z mojej nieudolnej pracy.
— A, zapewne, i z pracy! Ale, à propos, powiedz mi pan, dlaczego pan trzymasz ten swój kapitalik w obligacyach rządowych, które tak mało niosą procentu?
— Połowa jego jest własnością mojej matki, która ma tym sposobem jedyny fundusz zapewniony. Obligi rządowe dają zawsze największe bezpieczeństwo.
— Tak, ale druga połowa? Ot, wolałbyś pan kupić nasze obligi filodemiczne, które teraz wprawdzie jeszcze nie