naszego pokrycia. Oprócz tego, półroczny kupon po 3% od sumy półmiliona, którą panowie emitowaliście za naszem pośrednictwem, wynosi 15.000 — razem przeto oczekujemy, iż panowie zechcecie remitowac nam bezzwłocznie 20.000 gotówką, dla uniknięcia następstw zwykłych w takich wypadkach.
— Ależ skoro panowie sprzedaliście tylko 100.000, jak wykazujecie, więc nie potrzeba jak 3000 na wypłatę kuponu, a prowizyi od niesprzedanych obligów przecież liczyć nie możecie!
— Co nam do tego! Oto jest czarno na białem umowa, spisana między nami, a panem i panem Kluszczyńskim, jako pełnomocnikami Banku Filodemicznego.
Fotel grecko-portugalski był już w tej chwili niewygodniejszym od owego płotu, na którym według przysłowia pies nawet nie może znaleść potrzebnego mu komfortu. Dr. Mitręga potrzebował 600 id., a tu żądano od niego 20.000. Postanowił atoli trzymać się do upadłego i nie kapitulować, chyba pod znośnemi warunkami.
— Zapewne — rzekł — że to stoi w umowie, ale stoi tam także, że w danym razie służy nam prawo wycofać z depozytu resztę naszych papierów i żądać salda naszego rachunku. Ponieważ panowie postępujecie sobie w ten sposób, więc nie zostaje mi nic, jak tylko trzymać się tego punktu umowy. Proszę tedy o wydanie reszty obligów i o saldo.
— Za pozwoleniem, a masz pan pełnomocnictwo Rady Zarządzającej?
— Jestem jeneralnym dyrektorem i nie potrzebuję pełnomocnictwa; zresztą mogę je sobie napisać każdej chwili.
— Bezwątpienia, ale według waszych statutów, potrzebuje ono do ważności swojej jeszcze podpisu prezesa albo jego zastępcy, upoważnionego do podpisu per procuram. Inaczej, uważać pana musimy jako osobę prywatną.
Dr. Mitręga rzucił o ziemię wonne hawana, które w tej chwili szkaradnie cuchnęło, i zerwał się z niewygodnego fotelu.
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/203
Ta strona została przepisana.