Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/216

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XI,


w którym z dziwnemi karyerami bohaterów łączą, się dziwne karyery losów „Orędowniczki Wilkowskiej“.


Ludzie pracy a zwłaszcza pracy umysłowej, zasługują na zazdrość bogatych próżniaków nietylko wtenczas, gdy spleen pada niejako wraz z deszczem z zasłoconego nieba i z mgłą jesienną wciska się do pokoju, ale głównie może wtedy, gdy jednych i drugich dotknie ciężkie jakie zmartwienie. Z początku, rzemieślnikowi pióra wydaje się to niepodobieństwem, by mógł zająć się czemkolwiek wobec ciężaru, który go przygniata, ale wkrótce, żelazna konieczność zmusza go do wysileń nadludzkich, i powoli, powoli, nowe myśli, nowe wrażenia spychają na drugi plan pamięć o sobie samym i o swojej boleści. Znałem ludzi, którzy w ten sposób przeżyli długie dziesiątki lat z głęboką raną w sercu, o której nikt prawie nie wiedział i która w końcu zabliźniła się niemal zupełnie w atmosferze biurowej, lub innej tego rodzaju. Niejeden też może z łaskawych moich czytelników doznał tego uczucia, wchodząc do biura, do sali wykładów, albo do czytelni w bibliotece publicznej, jak gdyby znalazł schronienie, w którym go dosięgnąć nie zdoła żaden cios, grożący mu gdzieindziej. Dla próżniaka, nawet kościół nie jest takim przytułkiem, ani w modlitwie nie ma tyle ukojenia, ile go jest w obowiązkowem zajęciu.
Doświadczył tego Stanisław Wołodecki, jakkolwiek niejeden uśmiechnie się może na myśl, że można znaleść ulgę w cierpieniu miłośnem pisząc nieciekawe komentarze o czynnościach dyplomatów, lub dając im rady, których oni w znanej przezorności swojej wcale nie czytają, a w najlepszym razie, opisując trywialne zdarzenia brukowe językiem ile możności nie trywialnym. Ale jeżeli Orędowniczka nie stanowiła przedmiotu tak wysoce umysłowego zajęcia, jak owe studya, którym Cycero oddawał się w swojem Tusculum zachwalając ich skuteczność wobec doznanych zawo-