dów, to natomiast działała ona poniekąd homeopatycznie na mojego bohatera, jeżeli homeopatya polega na wybijaniu „klina klinem*. Wiemy, że Stanisław pobierał za swój udział w redakcyi 120 idealników miesięcznie, ale wiemy także, że od pewnego czasu nastąpiła tam była pewna nieregularność w wypłatach. Nieregularność ta z czasem przemieniła się w system tak konserwatywnie przeprowadzany, że w lecie, kiedy państwo Mitręgowie bawili u wód, wypłaty zupełnie ustały. Kasyer zapewniał, że ilekroć zbierze się w jego ręku nieco więcej pieniędzy, dr. Mitręga wpada i zabiera wszystko. Zaledwie można go było ubłagać, ażeby zostawił cokolwiek na pokrycie kosztów druku i papieru. Zdarzało się, że musiano zaciągać na opłacenie poczty pożyczkę u Marcina, który jakoś u wielkiego ołtarza, t. j. pod bokiem wydawcy, mniej cierpiał na brak gotówki.
W tych warunkach przebyli współpracownicy Orędowniczki lato i jesień, i nikogo to nie zdziwi, jeżeli powiem, że w końcu przystęp do biura redakcyjnego znajdował się w stanie ciągłej blokady, wykonywanej przez kilku Milicyan mojżeszowego wyznania, którzy naprzemian to przynosili jednemu albo drugiemu z „panów redaktorów“ po parę idealników, to znowu przychodzili upominać się natarczywie o swoją należytość. Wiadomo, że ten sposób korzystania z kredytu jest bardzo kosztownym, zwłaszcza jeżeli dochody zawodzą i dłużnik nie jest w stanie uiścić się na termin. Stanisław posiadał wprawdzie jeszcze około 5000 id. z owej sumy, która mu spadła tak niespodzianie, ale pod żadnym warunkiem byłby jej nie tknął, ponieważ procent od niej obracał na utrzymanie matki. Z obawy, ażeby kiedy, przyciśnięty potrzebą, nie tknął tego funduszu, uprosił nawet Smiechowskiego, żeby go wziął do przechowania, pod pozorem, że w kawalerskiem pomieszkaniu niebezpiecznie jest trzymać tak znaczne pieniądze. Ponieważ atoli, zdaniem ekonomistów, człowiek musi jeść raz przynajmniej w 24 godzinach — „mniejsza o to, jakim sposobem, ale musi“, powiada J. S. Mili — ponieważ nadto musi mieszkać, zapłacić praczkę i dać połatać buty, więc Stanisław na pokrycie wszyst-
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/217
Ta strona została przepisana.