Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/222

Ta strona została przepisana.

się drzwi, i weszła z wielką pompą figura, odziana w liberyę oberkomisaryatu.
— Pan Stanisław Wołodecki! — zawołała wielkim głosem.
— Ja jestem! — odparł wołany.
— Jego Łaskawość, pan Ober-komisarz, prosi, ażebyś pan natychmiast stawił się przed nim!
Co rzekłszy, figura w liberyi obróciła się i wyszła, nie czekając na odpowiedź — tak była pewną, że nikt nie ośmieli się nie posłuchać podobnego wezwania, które zresztą na wszystkich obecnych wywarło wielkie wrażenie. Najbardziej zdziwionym był Stanisław, po chwili wszakże przypomniał sobie, że oddawna wniósł był prośbę o przywrócenie posady nauczycielskiej, którą mu bez żadnego powodu odebrano — zapewne więc teraz zapadła jakaś decyzya w tej mierze. Przypuszczeniem tem podzielił się z kolegami. Została wszakże jeszcze jedna trudność do załatwienia, ta mianowicie, jak wyjść z bióra wobec blokady, o której kilkakrotnie wspomniałem. Machabejczycy gotowi byli towarzyszyć mu aż do oberkomisarjatu, co dla kandydata do stanu nauczycielskiego mogło być niezmiernie kom. promitującem. Genjusz kronikarza brukowego znalazł i na to sposób. Marcin sprowadził jednokonkę krytą, która zajechała na podwórze. Stanisław dostał się do niej przez okno, przez które niegdyś Machiawel pożarł był kosz redakcyjny, i dorożkarz ruszył z miejsca tak szybko, że bez trudności przebił blokadę. Zawiózł on Stanisława do jego mieszkania, bo ten potrzebował przebrać się przed audyencyą. Ostatnich trzydzieści mizeraków, które posiadał, pochłonęła ta podróż.
— Teraz — pomyślał sobie — albo zostanę napowrót profesorem, albo za kilka dni zginę z głodu i zimna. Wszak sprzedałem już nawet surdut zimowy, a tu dopieo jesień się kończy!
Ale ober-komisarz nawet sobie nie przypominał, że Wołodecki był kiedykolwiek nauczycielem, znał go tylko jako zdolnego pisarza; przyjął bardzo grzecznie.