najmniejszej uwagi na innych przechodniów ani w ogóle na to, co się działo dokoła, z głową nieco do góry zadartą, jak to jest zwyczajem Hebrejczyków, trudniących się drobnym handlem albo lichwą, ilekroć jaki specyalny interes nie zwraca na siebie ich niespokojnej uwagi. Grdy Reb Szaja w tym półsennym stanie znalazł się prosto naprzeciw drzwi od kasy, te otwarły się z łoskotem i wyleciał z nich nader elegancko ubrany mężczyzna, któremu do nabycia tej szybkości dopomogła widocznie jakaś pięść herkulicznych rozmiarów, która na chwilę ukazała się w drzwiach poza jego plecami. Mężczyzna ten, uderzając jak bomba w Ret) Szaję, powalił go w błoto, i zgubił kapelusz; ale podniósł go szybko i popędził dalej, raz tylko się obróciwszy.
Stanisław, ku osłupieniu swojemu, poznał w wydalonym w ten sposób jegomości — dra Emanuela Mitręgę.
Powalony przypadkiem o ziemię Machabejczyk leżał jakiś czas w błocie, w tem przekonaniu, że znajduje się już na łonie Abrahama; po chwili wszakże ocknął się, wstał powoli i począł krzyczeć, iż go zabito w sposób skrytobójczy, połączony z rozmaitemi okrucieństwami, wymagającemi bezpośredniej interwencyi wszystkich sześciu mocarstw tej części świata, w której leży Milicya. Utrzymywał, że pozbawiając go życia, połamano mu wszystkie ręce i nogi, odtrącono kawałek głowy, i zgruchotano nowiusieńki kapelusz, przed miesiącem zaledwie od pewnego „hrabiego“ za pięćdziesiąt mizeraków kupiony. Nie potrzebuję dodawać, że we wszystkiem tem nie było ani słowa prawdy; natomiast dodać muszę, że Stanisław, ciągle jeszcze nie mogący przyjść do siebie wobec tak niezwykłego pojawienia się i zniknięcia dra Mitręgi, stał się w okamgnieniu środkowym punktem zbiegowiska, złożonego z samych potomków Judy i Benjamina, i że go wzięto za sprawcę popełnionych właśnie mordów. Pozycya jego stawała się coraz trudniejszą, zwłaszcza gdy w Wilkowie na trzech mieszkańców przypada zaledwie jeden policyant lub żandarm, w skutek czego w razie jakiejś bójki najczęściej nie znajdzie się pod ręką nikt powołany z urzędu do przywrócenia i utrzymania porządku publicznego
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/225
Ta strona została przepisana.