Nazajutrz dr. Mitręga wziął urlop od prezesa, a teścia swojego, pozamykał szafy, w których znajdowały się księgi, poruczone jego opiece, i w południe odjechał do Krachenburga, zapomniawszy w roztargnieniu i w pośpiechu, oddać do kasy pieniądze odebrane od ajenta i polecić buchhalterowi, ażeby w swoich księgach wypisał te nowe pozycye. Polecił tylko swemu zastępcy, ażeby podczas jego nieobecności prowadził wykazy prowizorycznie, w osobnym seksternie.
I ta podróż, niestety, nie była uwieńczoną skutkiem. Banki nie chciały ani dać nowej pożyczki, ani cofnąć licytacyi. Ostatnią kotwicą ratunku było zaciągnięcie jakiej takiej pożyczki w Banku Filodemicznym, na zapłacenie rat należnych innym zakładom. Powiadam, że było to ostatnią kotwicą — ale nie dlatego nią było, by dr. Mitręga teraz dopiero pomyślał o własnym swoim Zakładzie. Próbował on już poprzednio przeprowadzić z nim operacyę, ale na uzyskanie sumy 150 tysięcy, jakiej pragnął, potrzeba było zaciągnąć dług w wysokości ćwierć miliona, a kwota ta wydała się pp. Ablowi, Bandurze itd. tak przerażającą, iż ani słyszeć nie chcieli o podobnym interesie. Zresztą pisma publiczne zwróciły były od pewnego czasu szczególną uwagę na działalność Banku Filodemicznego, i przedstawiały ją w tak rażącem świetle, że członkowie zarządu stali się szczególnie bojaźliwymi.
Działalność ta dała się streścić w następujących cyfrach: Bank Filodemiczny puścił był w obieg pół miliona idealników w obligach, za które, po odtrąceniu strat na giełdzie i prowizyi pośredników, wpłynęło 350.000 idealników gotówką do kasy. Z sumy tej wypłacono w pierwszym roku 50.000, a w trzeciem półroczu 15 tysięcy właścicielom obligów tytułem dywidendy i superdywidendy. Stotysięcy rozdzieliła Rada zarządzająca między swoich członków jako tantiemę zysku. Około 15.000 naliczono kosztów założenia itp. Co zostało, wypożyczono zgłaszającym się klientom, którzy otrzymawszy razem 170.000, winni byli Bankowi około 300.000, od których obowiązani byli płacić rocznie około 45.000 odsetków w ratach półrocznych. Po trzech półroczach
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/236
Ta strona została przepisana.