Pan doktor, nie tracąc jeszcze kontenansu, odparł, że niepodobnem jest wyprowadzać się tak rano, i że musi przecież nająć ludzi do wynoszenia rzeczy itp.
Na to odparł zastępca gospodarza, że wynoszeniem rzeczy nie potrzebuje się p. doktor trudnić, ponieważ zajęte są na rzecz jego klienta, i na zabezpieczenie zaległego czynszu.
Pan doktor próbował raz jeszcze „porozumieć się“ ze swoim gospodarzem, ale odpowiedziano mu, że ten wyszedł, jakoteż iż zastępca ma formalne pełnomocnictwo do działania w jego imieniu.
Pan doktor próbował z kolei gniewać się, ale woźny zrobił natychmiast spokojną uwagę, że ma prawo w razie potrzeby zarekwirować wartę.
Pan doktor groził, że uda się do oberkomisarza, do oberszpitalnika, do jenerała dowodzącego wojskami, do ministeryum w Krachenburgu i t. d., ale groźby te obiły się o uszy zupełnie nieczułe.
Pozwolę sobie rzucić zasłonę na scenę, która nastąpiła, i nie będę malował pomięszania, trwogi, rozpaczy pani Natalii, gdy jej przyszło z dzieckiem na ręku siadać do dorożki — z powodu, iż konie dr. Mitręgi także objęte były zajęciem, bo nie zapłaciły czynszu za stajnię — i jechać na sokołowskie przedmieście, szukać przytułku i pomocy w dworku rodziców. Była to scena przykra i nie malownicza, zwłaszcza gdy wiatr z śniegiem i deszczem pozbawiał przejażdżkę reszty komfortu, jaki znaleść można w dorożce, i gdy wiadomość o tem, co się stało, ściągnęła spore grono ciekawych pod bramę domu.
Operacya sądowa taka, jaką tu opisuję, nazywa się w Milicyi „rumacyą“.
Pani Natalia nie zastała ojca w domu, pospieszył on już był do biur Banku Filodemicznego. Sekretarzowa pomogła jej tylko płakać, i tuliła dziecinę, również płaczącą.
Dr. Mitręga pospieszył także do banku, z miną wielce zafrasowaną. Ci, którzy go widzieli, jak wchodził, widzieli
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/247
Ta strona została przepisana.