w jakiś czas także, jak wybiegał ztamtąd, już nie zafrasowany, ale śmiertelnie blady.
Stanisław siedział przy swoim stoliku w biurze redakcyi Orędowniczki, zajęty jakąś pracą, która nic a nic dzisiaj mu się nie kleiła. Co chwila odkładał pióro na bok i — nie wzdychał, ale miotał się niespokojnie. Ciężyło mu to na sercu, że jeszcze nie wykonał wczorajszego swojego postanowienia, a nie wykonał go z powodu, iż nie miał sposobności rozmówić się z Smiechowskim. Przytem, przy świetle dziennem, chociaż był to szary i wilgotny dzień styczniowy, rzecz przedstawiała się nieco inaczej, tj. rozmowa z p. Władysławem ni% wydawała mu się tak łatwą, jak sobie wyobrażał z początku. Smiechowski rad był bardzo z tego, iż go miał w domu; takie nagłe zerwanie, bez dostatecznych przyczyn, źle upozorowane nawałem zajęcia w redakcyi, musiało mu się wydać dziwnem. Trzeba było okazać się nieugiętym, a przytem, ani jednym giestem, słówkiem lub spojrzeniem nie zdradzić tajemnicy serca: odegrać poprostu rolę zatwardziałego winowajcy wobec sędziego śledczego. A wszystko to, gdyby się powiodło jak najlepiej, miało być tylko pierwszym krokiem wstępu do nowego życia, ogołoconego z wszelkiego powabu, nie opromienionego żadną nadzieją. Przeszedłszy raz przez próbę podobną, Stanisław nie wiedział, jak potrafi znieść drugą, nierównie cięższą. Wyrzekł się Natalii, bo musiał, a w smutku swoim znalazł ulgę i pociechę w sympatyi dobrych ludzi. Dzisiaj, obowiązek nakazywał mu stronić od tych ludzi. Nie dziw, że w takich warunkach nie mógł dokończyć rozpoczętego artykułu, traktującego o prawdopodobnym rezultacie zjazdu dwóch dyplomatów, którzy w tej chwili zwracali uwagę całego świata na siebie. W końcu, położył pióro na dobre, i zaczął przechadzać się po pokoju, ażeby zebrać myśli.
Wtem, drzwi otwarły się, i do pokoju wtoczył sięktoś, kogo na pierwszy rzut oka można było wziąć za jednego z owych nierzadkich w mieście ptaszków, wracających rano do domu z piętnem przebytej orgii i świeżo nabytej migreny w bladej twarzy i zamglonych oczach. Trwało
Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/248
Ta strona została przepisana.