Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/256

Ta strona została przepisana.

defraudanta, ma stanowczo o jednę klepkę mniej, niż mu potrzeba, zwłaszcza jeżeli się kocha, jeżeli przeto chce się żenić, i zostać kiedyś ojcem rodziny. Za takiego człowieka rozsądni ludzie nie mogliby nigdy wydać córki.
Nim p. Smiechowska zdołała odpowiedzieć, otwarły się drzwi i wszedł Stanisław. Miał łzy w oczach. Położył na stole paczkę banknotów, usiadł i westchnął:
Za późno!
— A co, nie mówiłem ci? — zawołał z tryumfem p. Władysław, obracając się do żony.
Ażeby zrozumieć smutny wykrzyknik Stanisława, musimy przypatrzyć się ruchom strategicznym dr. Mitręgi od chwili, gdy wyszedł z biura Orędowniczki.
Rada, którą mu dał Wołodecki, była dobrą, ale potrzeba ją było wykonać natychmiast. Rozmyślając nad tem wykonaniem, dr. Mitręga powiedział sobie, że piędziesięcioma idealnikami daleko zajechać niepodobna. Ponieważ zaś nie mógł jechać daleko, umyślił skorzystać z kilkakrotnych zaproszeń pewnego hidalga, który mieszkał o parę mil od Wilkowa, i który rad był ugościć u siebie tak dystyngwowanego dżentelmana jak dr. Mitręga i urządzić na jego cześć nagonkę na zające, sarny, lisy i dziki. Podróż taka była nawet bardzo fashionable i wcale nie zakrawała na ucieczkę.
Jednocześnie atoli uradził dr. Mitręga, sam na sam z sobą, iż niepodobna wyjeżdżać na polowanie w stroju przeznaczonym do chodzenia po mieście. — Na szczęście — pomyślał — garderoba moja nie jest objętą zajęciem ruchomości, wykonanem przez tego prostaka gospodarza!
Udał się tedy do dawniejszego swojego pomieszkania, i zażądał klucza, który mu doręczył stróż wraz z jakimś papierem. Dr. Mitręga przejrzał ten papier od niechcenia — było to wezwanie, ażeby się stawił tego samego dnia o godzinie 10-tej rano w sądzie wilkowskim, pod pewnemi rygorami prawnemi, dość ogólnikowo wskazanemi przytoczeniem jakiegoś paragrafu ustawy. Dr. Mitręga schował to we-