wiąc, że byłaby przez ten czas dziesięć razy sprzedała swój los żydom, gdyby go była miała. Przyjęła wszakże pewną okrągłą sumkę, która ją na zawsze zabezpieczyła od biedy.
Państwo Wołodeccy mieszkają razem z Smiechowskimi, w ich domu, i Marynia prowadzi całe gospodarstwo. Zgoda panuje jak najlepsza, ciekawem bowiem ale niemniej przeto prawdziwym jest fenomen, że zięć nigdy nie wnosi w dom dysharmonii, wnosi ją tylko synowa.
Wielcy ludzie wilkowscy, których mieliśmy sposobność poznać w ciągu tego opowiadania, ucichli mocno w ostatnich czasach. Powiadają, że oddali pieczę nad dobrem publicznem całkowicie oberkomisarzowi i oberszpitalnikowi. P. Kluszczyński otrzymał skromną posadę dozorcy targu w Wilkowie, której dochód wraz z tajemniczą darowizną, którą otrzymała pani Natalia, wystarcza na skromne utrzymanie. Nie wiem, czy pani Natalia była bardzo zgorszona dowiedziawszy się, że Wołodeccy do ślubu i od ślubu jeździli fiakrami — wiem tylko, że jest to często jedyny sposób, ażeby ludzie kiedyś z potrzeby nie musieli chodzić piechotą. Nie wiem nakoniec, co pocznie pan Mitręga, wyszedłszy na wolność; przypuszczam atoli, że założy jakieś czasopismo, traktujące o ekonomii politycznej.
A teraz, kiedy mi przychodzi żegnać szanownego czytelnika, pozwolę sobie powiedzieć jeszcze jedno słowo do niego. Oto niewątpliwie tacy ludzie, jakich pokazałem w Milicyi i w Landweryi, zdarzają się i gdzieindziej. Każdemu wolno upatrywać podobieństwa i niepodobieństwa w rysach i karyerach — autor wszakże zapewnia, że ani jednej figury nie wziął żywcem ze swego najbliższego otoczenia, i że w ogóle jechać musi naprawdę aż do Milicyi i Landweryi ten, kto chce zobaczyć prawdziwego Mitręgę, Ciemięgę, Bombogromskiego, Kluszczyńskiego itp. albo też dowiedzieć się, na jaką zwierzynę i gdzie poluje obecnie hr. Skirgiełło.